Dystrybucja
Cykl dokumentalny
odcinek 1
Rozmawia Hanna Bauta-JankowiakSłuchaj także na Apple Podcasts, Spotify, Speaker
Cykl dokumentalnych podcastów zrealizowano w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
Witam Was w dzisiejszym podcaście Film Akcja! Dzisiaj porozmawiamy o dystrybucji festiwalowej filmów dokumentalnych z Piotrem Szczyszykiem, kierownikiem działu filmu w Kinie Pałacowym w Centrum Kultury Zamek w Poznaniu, selekcjonerem i programerem podczas festiwali filmowych takich jak: Off Cinema i Międzynarodowy Festiwal Filmowy Nowe Horyzonty. Zapraszam.
Hanna Bauta-Jankowiak: Jaki film Cię ostatnio poruszył?
Piotr Szczyszyk: Dokumentalny?
HBJ: Tak. Bo rozmawiamy tutaj o filmach dokumentalnych.
PSZ: Z filmami dokumentalnymi pracuję na co dzień, więc rzeczywiście jest ciężko już mnie poruszyć jeśli chodzi o dokument, ale ostatnio na pewno „Film Balkonowy” Pawła Łozińskiego.
HBJ: Przełamał wszystkie wcześniejsze filmy. Trochę inaczej do tego podszedł.
Piotr Szczyszyk: Miałem wrażenie, że już nic mnie nie zaskoczy w filmie dokumentalnym, no bo jednak gama tego, co można zrobić jest w jakiś sposób wyczerpana. I sposoby na pokazanie tej prawdy ekranowej mają jakieś swoje limity. A tu przychodzi Paweł Łoziński ze swoim filmem i wszystko mi to wywraca na drugą stronę. Także myślę, że z tych nowszych rzeczy i ostatnich to „Film Balkonowy” mnie zaskoczył.
HBJ: To nie jesteś odosobniony, bo wszyscy tak mówią.
PSz: Widziałaś?
HBJ: Też widziałam. No i polecamy.
PSz: Mamy nadzieję też że wejdzie do kin, bo to też będziemy rozmawiać o dystrybucji właśnie. Paweł nam obiecał, że wróci z tym filmem do naszego kina w zamku. Ale kiedy to będzie i od kogo to będzie i czy to będzie jego dystrybucja prywatna Łoziński Production czy weźmie to jakiś producent pod swoje skrzydła to jeszcze nie wiadomo. Od października kiedy było w Off Cinema (na festiwalu) nie mieliśmy żadnych informacji jakie są plany dystrybucyjne tego filmu.
HBJ: To jak już zaczęliśmy od dystrybucji to na czym polega dystrybucja filmów dokumentalnych? Jakbyś mógł to nam przybliżył, ponieważ słuchaczami podcastu są przede wszystkim adepci. Ludzie, którzy zaczynają interesować się filmem dokumentalnym czy też tworzyć swoje własne filmy.
PSz: My jako kino jesteśmy takim pośrednikiem pomiędzy widzem a dystrybutorem właśnie. Dystrybutor jest firmą, która kupuje prawa do konkretnego tytułu od producentów filmowych. I zazwyczaj to się odbywa na festiwalach filmowych, gdzie te filmy są pokazywane. Po prostu agent sprzedaży kupuje dany film. W jaki sposób ten film wchodzi w danym kraju to jest w całości po stronie dystrybutora. Od niego zależy jaki będzie miał tytuł, zwiastun, plakat, jaka będzie kampania promocyjna wokół tego i przede wszystkim kiedy ten film wejdzie. Dystrybutorów jest w Polsce bardzo dużo. Są dystrybutorzy polscy, ale też są filie dużych dystrybutorów jak: Disney, jak Warner Bros, UIP od Universala. Bywa różnie jeśli chodzi o te filie, które są w Polsce. To też się zmienia, ale głównie odpowiadają za dystrybucję bardzo dużych tytułów do multipleksów. Ale też ostatnio taki Warner Bros, odpowiadał za dystrybucję filmu „Inni ludzie” Aleksandry Terpińskiej, co było dosyć dużym zaskoczeniem. Widać, że coś się zmienia w takim planie dystrybucyjnym tych bardzo dużych firm. Polscy dystrybutorzy, którzy tutaj działają na rynku lokalnym i są bardziej przychylni dla kin studyjnych jak Kino Pałacowe. Dystrybutor Against Gravity, który odpowiada za organizacje festiwalu Millenium Against Gravity, to jest dystrybutor, który najczęściej wprowadza dokumenty do kin przez to, że ma te tytułu u siebie na festiwalu. Później bardzo chętnie je wprowadza do kin. My (red, festiwal) jesteśmy takim pośrednikiem właśnie pomiędzy widzem, a tym dystrybutorem. I tak naprawdę od niego zależy czy weźmie film dokumentalny, który jest bardzo ciężko sprzedać.
HBJ: No tak, bo to jest specyficzny gatunek filmów. Jak myślisz, z czego to wynika?
PSz: Nie wiem, to też się zmienia, głównie przez festiwal Millenium Docs. To podejście do dokumentów wydaje mi się bardzo zmieniać. Też dokumenty są z roku na rok widoczne.
HBJ: Na przykład Kraina Miodu (reżyseria: T. Kotevska i L. Stefanov )
PSz: Właśnie „Kraina Miodu” była takim przykładem. Chciałem to powiedzieć. W tym roku jest to film „Przeżyć” (reżyseria Jonas Poher Rasmussen). Chociaż dzieje się tyle na świecie, że ta uwaga skierowana jest w inne strony, ale Kraina Miodu” to był taki film, który przełamał tą barierę stricte dla filmu fabularnego. Bo dostał też nominację do Oskara, w kategorii filmu międzynarodowego. W tym roku „Przeżyć” (reżyseria Jonas Poher Rasmussen) ma jeszcze nominacje do animacji, więc trochę ta pula się rozszerza. I chyba ta uwaga jest bardziej skupiona nie tylko na filmach fabularnych, ale też dokumentalnych i oczywiście na platformach streamingowych. Kategoria filmu dokumentalnego cieszą się ogromnym zainteresowaniem. Te filmy są naprawdę często oglądane. I to czy tak będzie zależy od tego czy w danym kraju, będzie dystrybutor, który zechce te filmy dystrybuować. Zobaczy na festiwalu, że ten film jest interesujący i że może się fajnie sprzedać w Polsce, bo mieliśmy też przykłady. Teraz w kwietniu Best Film wprowadza film o Ennio Morricone. Taki bardzo duży film Giuseppe Tornatore, który miał premierę na festiwalu w Wenecji. I było wtedy o nim głośno bo i duży reżyser, i duże nazwisko, które stoi za tym filmem, no i właśnie dystrybutor będzie wprowadzał ten film. Gutek miał w zeszłym roku „Gundę” (reżyseria Victor Kossakovsky).
HBJ: „Ściana cieni” (reżyseria Eliza Kubarska) trafiła do kin u nas tutaj.
PSz: Też graliśmy. To było od Millenium Against Gravity. Ten tytuł też był pokazywany na festiwalu. I później trafił na ekrany. No więc tak naprawdę to zależy od takiego potencjału tytułu. Bo np. „Ściana cieni” trafiała do takiej niszy widzów, którzy interesują się górami. My też na festiwalu mamy osobną sekcję dedykowaną filmom górskim. I to zawsze jest najbardziej popularna sekcja. Trochę taka subkultura jeśli chodzi o widzów, że to nie jest widź festiwalowy, tylko osoba, która rzeczywiście interesuje się wspinaczką czy górami i przychodzi na filmy górskie. Pokazywaliśmy też film „Alpinistę” (reżyseria Peter Mortimer, Nick Rosen) czyli bardzo duży film od Red Bulla. I co roku tytułów, które mówią o wspinaczce, jest mnóstwo. To było też pokłosie sukcesu „Free Solo” (reżyseria Elizabeth Chai Vasarhelyi, Jimmy Chin), który był parę lat temu. Film dostał Oskara. I faktycznie był takim bardzo popularnym tytułem, który się rzadko zdarza w przypadku dokumentów, bo zazwyczaj cała uwaga jest skupiona na fabule.
HBJ: Myślisz, że to, że popularność zyskują takie filmy (red. górskie) to jest kwestia ich historii. Czy tego, że po prostu to jest malowniczy temat filmowo. Pod względem obrazka, który się prezentuje, a nie tylko i wyłącznie historii.
PSz: Dużo zależy od promocji. I „Kraina Miodu” i „Free Solo” miały bardzo dobrą promocję. „Free Solo” był pokazywany też w multipleksach. Ten potencjał jest duży, tylko faktycznie bardziej przemawia to o czym ten film opowiada, a nie konkretnie czym jest. To są jakby zupełnie dwie różne kwestie. I od paru lat zauważam bardzo duże zainteresowanie dokumentami tych dużych platform: Netflix i HBO. W tym roku Netflix na pięć filmów w kategorii krótkich filmów dokumentalnych ma trzy tytuły swoje. Więc widać, że bardzo inwestuje w kino dokumentalne. A HBO to jest marka sama w sobie.
HBJ: Ja ostatnio też się bardzo zdziwiłam, bo obejrzałam na Netflixe „Bajkonur. Ziemia.” (reżyseria Andrea Sorini). To jest taki film, który w ogóle mi się z platformą Netflixa nie kojarzy. W żaden sposób bym się nie spodziewała takiego filmu z długimi ujęciami, emanującego spokojem, długiego i takiego wyczekanego. To też może jednak pokazuje, że czegoś innego widzowie szukają. To jeśli już zahaczyliśmy o widzów, to myślisz, że czego oni szukają jeśli chodzi o filmy?
PSz: Przy dokumentach to jest o tyle problematyczne, że okazuje się dopiero jak już na ten film przyjdziesz. Możesz wiedzieć wcześnie, o czym ten film jest, ale tak naprawdę mierzysz się z nim podczas oglądania. Wiesz, że film jest o tematyce górskiej, ale tak naprawdę może być to spektrum tematów. Może to być jeden bohater, wspinacz czy też może być to zbiorowość. Mieliśmy takie tytuły w zeszłym roku. Nie mam jednej recepty na widza filmu dokumentalnego. Broni się sam film. I też selekcjonując filmy widzimy w zespole, że te tematy są tak naprawdę różne. Powtarzają się pewne trendy z roku na rok.
HBJ: Jakie to są trendy? Albo czy w ogóle dokument idzie w jakąś stronę konkretną. Ze względu na pandemię czy teraz to, co się dzieje na Ukrainie. Czy te tendencje są zauważalne już teraz? No wspomnieliśmy też o filmie balkonowym Pawła Łozińskiego. On też się jakoś tu wpisuje.
PSz: Wpisuje się. Wydaje mi się, że trochę tak wyszło. Ten okres kręcenia był przy okazji pandemii i że po prostu Paweł wyszedł na balkon z kamerą. Ale dotychczas nie widziałem jeszcze dobrego filmu dokumentalnego o pandemii. To jest taki temat, który chyba jeszcze potrzebuje czasu, żeby to wszystko w jakiś sposób się wyciszyło. Potrzeba takiego dystansu, bo było mnóstwo filmów, które były zgłaszane o pandemii. Były kręcone na bieżąco. Ale czas, od tego nakręcenia i zgłoszenia na festiwal i obejrzenia przez nas, minął. Świat już wtedy wyglądał inaczej. W momencie kiedy twórca kręcił film to wydawał mu się on interesujący. Ale później sytuacja się tak zmieniła, że oglądając to z perspektywy czasu to już jesteśmy w innym miejscu jeśli chodzi o przebieg pandemii. Ten film już przestaje być aktualny. To jest problem. Wydaje mi się, że na dobry film dokumentalny na temat pandemii musimy jeszcze poczekać. Ale były takie dwie tendencje, które się powtarzają z roku na rok. Jeden to jest temat wojenny. Głównie jeśli chodzi o Bliski Wschód i konflikt izraelsko-palestyński. W zeszłym roku mieliśmy zalew filmów izraelskich, na temat życia tam na miejscu, ale też takich stricte zaangażowanych społecznie. To był jeden temat. A drugi to jest wątek autobiograficzny tzn. mnóstwo twórców przez wątek autobiograficzny próbuje się rozliczyć z tym, co przeżył, ze swoją przeszłością, z rodziną, z ojcem którego nie było, z własną chorobą, z czyjaś chorobą. Temat rodzinny i kieruję kamerę na siebie, albo ja stoję za kamerą i rozmawiam ze swoimi bliskimi. Jakby ten wątek autobiograficzny jest bardzo częsty. Ta kamera dokumentalna jest takim katalizatorem do tego, żeby pewne swoje rzeczy w życiu przepracować. Tych filmów było bardzo dużo.
HBJ: Ale to wymaga jakiegoś dystansu do samego siebie?
PSz: I tego najczęściej brakuje. Te filmy są do siebie podobne. I mają nas chwycić, a tak naprawdę, tego nie robią. To że ten film ich dotyczy i interesuje i w jakiś sposób pobudza, aż do tego stopnia, że chwyta się za kamerę i kręci na ten temat film, to nie znacz, że kogoś obcego ma to zainteresować. To jest chyba cały ten kunszt dobrego dokumentalisty
HBJ: Aby uniwersalność pokazać
PSz: Dokładnie. Bo to, że to tego twórcę porusza i chce o tym zrobić film to nie znaczy, że zupełnie obcą osobę z zewnątrz to zainteresuje.
HBJ: A nie wydaje Ci się, że może to wynikać z tego prostego faktu, że łatwiej nakręcić samego siebie niż szukać bohatera. Czasami bardzo długo się szuka właściwego bohatera, który tą dramaturgię będzie w stanie pociągnąć.
PSz: I tu jest właśnie cała ta pułapka w dokumentalnym kinie autobiograficznym. To jest interesujące dla tej osoby, no dla nas czemu ma być? Nie znamy tej osoby, nie znamy tej historii, poznajemy ją w trakcie filmu. Cała sztuka jest w ułożeniu tak tej dramaturgii, w takim pomyśle na film, że faktycznie to jest sposób na film dokumentalny. Tak, że faktycznie ta osoba musiała zrobić ten film mimo, że jest autobiograficzny. I koniec końców on jest w jakiś sposób uniwersalny. No i to poszukiwanie bohatera. Nie wiem, ty jesteś dokumentalistką lepiej wiesz, ale chyba jest najtrudniejsze?
HBJ: Mam takie doświadczenie jedno, że miałam kręcić dokument w Moskwie o Pani, która jest córką głównego konstruktora rakiet. I Pani Natalia na czternastym piętrze swojego mieszkania zrobiła domowe muzeum swojego ojca. To miał być film o relacji córki do ojca, ale do ojca którego już nie ma za pomocą wszystkich przedmiotów, które zgromadziła na tym czternastym piętrze. Koniec końców Pani jest w takim stanie zdrowotnym, że już tego filmu w taki sposób nie da się opowiedzieć. Tak jakbym chciała z główną bohaterką pośrodku tych wszystkich artefaktów, które zostały zgromadzone, więc pomysł na film jest taki, że po prostu będzie likwidowane to muzeum i tu zasadza się ta dramaturgia. A Pani Natalia będzie pokazana z offu. Zobaczymy jak ją pokażemy. Bo tak schorowanej nie możemy jej pokazać. To już jest moja odpowiedzialność. To jest też takie zetknięcie się z tym jak rzeczywistość może Ci poszatkować twoje plany. A teraz do Rosji nie wiem czy mnie ktoś szybko wpuści.
PSz: No tak, bo to nie jest przygotowany plan ani aktor, z którym można się umówić i tą scenę odtworzyć, ale to jest życie, które dzieje się na bieżąco. I to może zweryfikować wszystko.
HBJ: Dokładnie
PSz: No i wracając do filmu balkonowego to tu był taki pomysł, który wydaje się prosty, ale w swojej istocie genialny. Ten bohater jest taki jaki się napatoczy i który podejdzie pod balkon. Wtedy go nakręcimy.
HBJ: Który sam będzie chciał tę interakcję wykonać.
PSz: Nie my szukamy bohatera, tylko on trochę przychodzi do nas. Oglądając ten film miałem takie: Jezu, ale to jest proste. W punkt, jeszcze w tej sytuacji pandemicznej.
HBJ: Wracając do tej dystrybucji festiwalowej, żeby słuchacze to dobrze zrozumieli. Wiadomo, że jest reżyser filmu dokumentalnego. On żeby wyprodukować film musi znaleźć producenta, a ten producent umawia się np. z agentem sprzedaży, że ma film, który musi wypromować i trzeba znaleźć dystrybutora festiwalowego i puścić film na festiwale. Po drugie można skupić się na platformach VOD. Iść z filmem na platformy steamingowe jak chociażby Netflix, albo obrać jeszcze trzecią drogę kinową Powiedźmy, że to trafia do kina bezpośrednio od dystrybutora. Jak bardzo popularne są te trzy drogi? I jak określasz w tym kontekście dystrybucję festiwalową?
PSz: Na pewno lepiej i bardziej korzystnie jest wypromować film w kinie. No bo wtedy się trafia ze swoim filmem na ekran, w bardzo wiele miejsc w Polsce. Festiwale są o tyle specyficzne, że dzieją się w jednym czasie i miejscu. Trochę temu przeczy Millenium Against Gravity, bo dzieje się w różnych miastach. Ale też publiczność festiwalowa jest trochę inna od publiczności kinowej. Publiczność festiwalowa jest łatwiejsza, bo przychodzą na festiwale sami z siebie. Są skupieni na tym, żeby zobaczyć ten dokument. A jeśli film jest w kinie to jest inaczej. Ciężko powiedzieć przy dokumencie, bo tych filmów (red. w kinie) jest naprawdę mało. My w zespole nie mamy jednego klucza jeśli chodzi o dobór filmów, bo tych zgłoszeń jest mnóstwo co roku, w setkach. I tak naprawdę każdy z nas ogląda jakąś swoją pulę i ocenia sam film. Mierząc się z filmem nie mamy oczekiwań, że musi być taki, a taki. Bo tak naprawdę przyjmujemy wszystkie produkcje. Oczywiście skupiamy się na tym, żeby ten film był rzeczywiście profesjonalny, z czym jest ciężko. I tych kategorii jest kilka. Bo są takie filmy duże, za którymi stoi duży producent, czy też wytwórnia filmów dokumentalnych. Takie które mają dofinansowanie z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Są filmy stricte niezależne, bo z tego powstało Off Cinema, które reprezentowało kino offowe i z czasem przeformułowało się na film dokumentalny. I są też filmy szkolne. Podejście do filmu wymaga od nas zrozumienia każdej z tych stron. Bo filmy szkolne to tak naprawdę jest większość zgłoszeń, które do nas docierają. Wtedy szkoła jest takim mecenasem tego tytułu. I zawsze przy takim filmie jest opieka artystyczna, którą bardzo czuć w danym tytule.
HBJ: Czyli jak kogoś opiekunem jest Maciej Drygas to czuć?
PSz: Tak. Ale to jest jakby przy każdym filmie szkolnym. Już przy dyplomie dokumentalnym czuć czy ta osoba będzie pełnoprawnym autorem kina dokumentalnego i czy faktycznie ma coś do powiedzenia, czy jest tak bardzo pod wpływem swojego opiekuna artystycznego, że szybko wyczerpią się możliwości.
HBJ: Czy wy już na etapie oceny tych projektów filmowych zdajecie sobie sprawę jak dużo pracy ktoś włożył w development, w rozwój tego projektu, że on jest taki a nie inny? Bierzecie pod uwagę wiedzę pozafilmową.? Wiecie, że ten film było naprawdę trudno komuś zrobić. Bo gdzieś się dostał. Jakieś miejsca mu się udało zarejestrować. To jest o wiele trudniejsze, niż zrobienie filmu o starszym małżeństwie, które żyje w mieszkaniu i nigdzie specjalnie się nie rusza. Rozumiesz o co mi chodzi?
PSz: Jeden i drugi tytuł jest jakby filmem. One startują do konkursu. Nie mamy podzielonego konkursu na filmy szkolne, albo filmy dokumentalne wojenne. Tylko jest jeden konkurs dokumentalny. Akurat u nas z podziałem na krótki i długi metraż. Żeby było fair. Bo inaczej się ocenia dziesięć minut, a inaczej półtorej godziny. Też praca, o której mówisz jest inna. Ale ostatecznie mierzymy się z tytułem, który oceniamy w kategoriach artystycznych. Przede wszystkim interesuje nas artystyczne kino offowe i dokumentalne. A to czy twórcy było ciężko go zrobić to już jest temat poboczny. Widza nie powinno to interesować. Czy twórca jadąc w te góry poświecił bardzo dużo swojej energii i z jakimi przeciwnościami się tam zmierzył. To jest taki dodatek, o którym można porozmawiać na Q & A, ale podczas seansu mamy ten film i to jest dla nas główna materia jaką oceniamy. Był taki film parę lat temu, który się dział w Izraelu. I opowiadał o konflikcie izraelsko-palestyńskim. I był niesamowity, bo było opowiedziany z perspektywy Palestyńczyka, który mieszka w Izraelu. Cały film był takim zapisem rejestru i z kamer przemysłowych i z kamery telefonu tego reżysera, ponieważ zawiesił flagę Palestyny na swoim domu i grono osób chciało wedrzeć się na dach tego budynku, żeby tą flagę zabrać i spalić. I był to taki film, który był wstrząsający, bo był takim zapisem z rożnych miejsc jak ten konflikt wygląda. A głównie chodziło o to, że jedni chcą swoją ziemię, a inni o nią walczą. To wyjaśnione było w prologu. Tu mamy taki film, który jest zapisem wojennym, starcia które trwa do dzisiaj. Z drugiej strony mieliśmy film polski, który ostatecznie dostał trzecią nagrodę. „Dad you have never had” (reżyseria Dominika Łapka). To jest zapis niesamowitych relacji córki z ojcem, I cały film dzieje się w mieszkaniu tego ojca. On był takim ojcem nieobecnym. przez tragedię rodzinną, w życiu tej bohaterki. Swoją drogą reżyserki filmu. Tu też mamy ten wątek autobiograficzny. Cały film się dzieje w mieszkaniu ojca Dominiki w Trójmieście. Bohaterka przyjeżdża do niego w odwiedziny po jakimś czasie i przepracowują te swoje bolączki, które mieli do siebie. Mamy i taki film i taki film. Tak naprawdę oba są świetne w swoich kategoriach. Ale domyślam się, że ciężko było zrobić ten film w Izraelu. Tam na miejscu skala trudności…
HBJ: Niebezpieczeństw, które czyhają
PSz: Jest faktycznie dużo większa, niż przy filmie Dominiki. Ona musiała zmierzyć się z zupełnie inną skalą, wewnętrznie mentalną, psychiczną, żeby ten film zrobić i żeby z kamerą pojechać do niego. A jeden i drugi film jest świetny. To jest ten problem przy filmie dokumentalnym. Wszystko się okazuje tak naprawdę podczas samego seansu.
HBJ: Jak będzie rezonować na widzów?
PSz: A jest to o tyle ciekawe, że festiwal programujemy w kilka osób i każda jest w innym wieku z innym gustem filmowym.
HBJ: Taka metryczka od razu.
PSz: Ta skala jest ogromna. Żeby wybrać filmy konkursowe. To jak oglądamy, jak o nich rozmawiamy jest tak różne. Dojście do jakiegoś konsensusu jest naprawdę trudne. Tak też działa film dokumentalny. Są takie filmy oczywiście, że jakby nie ma wątpliwości.
HBJ: Że się wszyscy zgadzacie.
I są takie tytuły, które poruszają wszystkich tak samo. I to też wpływa na to, że mamy różne i inne doświadczenia z kinem dokumentalnym. W różnym stopniu się nim zajmujemy, bo są też osoby, które zajmują się na co dzień filmem na uniwersytecie; wykładają o kinie dokumentalnym, albo zajmują się archiwizacją, albo pracują w szkole filmowej. Ten zespół selekcjonerów jest bardzo złożony, a są takie filmy, które działają na wszystkich. I tu masz potwierdzenie, że ten film faktycznie trafia. I zapewne też trafi do widzów. Nie przekłada się to na werdykt jury, bo to jest zawsze co roku największe zaskoczenie. Mamy oczywiście jakieś swoje typy, że pewnie taki tytuł wygra, a jest zawsze inaczej.
HBJ: Z czego to wynika?
PSz: Nie mam pojęcia. Nie ma w naszym zespole filmowca. Może to jest problem. Ale wydaje nam się, że filmowcy patrzą zupełnie inaczej na oceniany przez siebie film niż my programerzy.
HBJ: Jeśli wziąć pod uwagę jak ten dokument się zmienia to czy masz takie poczucie, że coraz częściej powstają takie hybrydy, których byśmy się nie spodziewali, np. „We have one heart” (reżyseria Katarzyna Warzęcha)j W zeszłym roku był nominowany do Oskara, czy też był na krótkiej liście. I to też jest animacja, tak jak w „Walcu z Baszirem” (reżyseria Ari Folman).
PSz: Albo „Przeżyć” (reżyseria Jonas Poher Rasmussen) tegoroczny, który też jest animacją i też dostał nominacje w różnych kategoriach. Jest to film dokumentalny
HBJ: No i właśnie jak podchodzą do tego selekcjonerzy, czy to rzeczywiście jest taki stricte dokument. Sięga po dokumentalne narzędzia, historie ludzkie, ale jest takim trochę łatwiejszym przekazem. Jak to oceniacie? Jak do tego podchodzicie jako festiwale?
PSz: Ja osobiście podchodzę tak, że jeśli historia jest świetnie opowiedziana i sama historia jest dobra i warta opowiedzenia to dla mnie forma nie ma znaczenia. I tak było właśnie przy „We have one heart”. Tak było przy „Przeżyć”. Jest to animacja, żeby trochę odwrócić uwagę od tego o czym opowiada. Przede wszystkim tam jest historia, bohater i to, co on przeżywa. Jeśli on by był nakręcony normalnie i bohater by siedział przed kamerą, widzielibyśmy jak on wygląda. To przesłoniłoby to, o czym opowiada, czyli o tej strasznej wędrówce i ucieczce. Zdarzają się też filmy, które są problematyczne. Bo ciężko je ocenić, bo właśnie trochę wychodzą naprzeciw i są czymś nowym i ciężko jest je jakoś sformalizować, bo zdarzają się filmy, które są w całości montażem filmików z You Tuba albo zapisem telewizyjnym, pomontowanym na jeden temat. Są też animacje, tak jak powiedziałaś, albo co jest ostatnio bardzo ciekawe udokumentowanie pewnego tematu w grze wideo tzn. cały film jest ujęciami z gry wideo, które są adekwatne do tego o czym opowiada film. Jest komentarz z offu i oglądamy jakby zbitkę z ujęć z filmu wideo. To jest bardzo ciekawe. To jest coś nowego i ciężko nam do tego podchodzić
HBJ: Jak do filmu?
PSz: Jak do filmu właśnie, a jednak dalej jest to film.
HBJ: I pewnie coraz więcej takich tendencji będzie. Tak samo się zastanawiam na ile popularny będzie temat z pogranicza technologii w filmie dokumentalnym. Mój kolega Marek Osiecimski kręci dokument o Bitcoinie i Blockchainie. I to też jest taka tematyka, która niespecjalnie w filmach dokumentalnych się pojawiała. W tym centrum był albo człowiek albo jakieś zjawisko, które ktoś chciał opowiedzieć, a nie takie borykanie się człowieka z technologią i tego co ona przynosi. W tym kontekście moje kolejne pytanie brzmi: Których filmów jest więcej? Czy twórcy wychodzą z założenia, że więcej powstaje filmów o środowisku i jakiejś problematyce czy o jakimś bohaterze, człowieku, który mierzy się z przeciwnościami?
PSz: Myślę, że dalej jest najwięcej filmów robionych klasycznie, że jest to obserwacja. Stawiamy kamerę i obserwujemy człowieka, który jest w jakimś środowisku, jest w jakimś otoczeniu i go obserwujemy. To jest najczęstsze. Są wyjątki jak eksperymenty, które są bardzo ciekawe, bo są odświeżające. Jak mówisz o filmie o kryptowalutach, czy w ogóle o temacie cyfrowym to już ciężko jest mi oglądać gadające głowy. Jeśli nawet to jest jakiś super ekspert z MIT, który siedzi przed kamera i tłumaczy mi jakieś zawiłości. Zobrazować coś o czym się opowiada jest naprawdę trudno i tutaj jednak ja osobiście szukam jakiejś oryginalności.
HBJ: To że film opowiada o technologii nie znaczy jeszcze, że będzie pokazywał gadające głowy. To trzeba znaleźć sposób na opowiedzenie tego.
PSz: No właśnie. A tych filmów (red. gadających głów) też jest najwięcej. Czy filmów historycznych opowiadających o polityce jakiegoś kraju i o jakimś przewrocie, bo tych też mamy mnóstwo. Szczególnie z Ameryki Południowej. Są one bardzo zaangażowane społecznie i są ważne, ale w odczuciu tylko tego twórcy. Te filmy są strasznie hermetyczne. Są dla tego obywatela Argentyny, Brazylii, Peru czymś bardzo istotnym, ale dla nas jest to kolejny film, który się miesza w jakąś taką jedną kalkę. Są to filmy, które pokazują archiwa, w tle są komentarze z offu, ewentualnie jest przebitka na osobę, która to mówi do kamery i jest jakimś tam politykiem, który wtedy działał, albo jest jakąś osobą, która brała udział w zamieszkach. A nie ma w nich czegoś takiego, co nas przykuje do ekranu i opowie nam o czymś o czym nie wiemy, ale w tak interesujący sposób, że my to od razu kupimy. Film, o którym mówiłem, był złożony z ujęć gry wideo i opowiadał o brutalności. Jak bardzo przystajemy na brutalność, która nas otacza, jak zgadzamy się na nią np. w grze wideo. W tym filmie wszystkie ujęcia były stworzone z wojennej gry wideo. Do tego co w filmie mówił twórca były pokazane adekwatne obrazy. Rzeczywiście twórca opowiedział o temacie, który jest ciekawy. Nie widzimy osoby, która mówi np.: Tak gry wideo bywają brutalne. I dlatego było to bardzo dobre podejście do tematu. Tak naprawdę najwięcej mamy tematów społecznych, które w jakiś sposób nas interesują, ale właśnie tak zbiorowo i te tytułu są zazwyczaj bardzo różne. Podejście do tej tematyki jest przeróżne. Temat, który się przewija od kilku lat to marsz niepodległości i w ogóle sposób na obchodzenie 11 listopada w Polsce. Co pokazuje skrajne podzielenie społeczeństwa. I to są filmy dokumentalne, w których faktycznie widać, że ten temat jest ciekawym problemem do opowiedzenia przez dokumentalistów.
HBJ: A ekologia?
PSz: No niestety nie. Myśleliśmy przez pewien czas o takiej sekcji tematycznej poświęconej ekologii i filmom, które się tym zajmują. Ale zazwyczaj są to filmy tzw. You Tubowe, które nadają się faktycznie do obejrzenia w domu przed ekranem, ale nie mają w sobie wartości artystycznych. Był w zeszłym roku film o Grecie Thunberg („Jestem Greta” reżyseria Nathan Grossman), ale to dalej był kolejny film biograficzny. Był na ważny temat, ale był skupiony jednak bardzo na bohaterce. (przypis red. A nie na ekologii)
HBJ: Jeździsz na festiwale to widzisz jak się plasuje polski dokument na tle zagranicznych?
PSz: Plasuje się świetnie. I tak było od zawsze. Polskie kino dokumentalne, trochę jest z tego znane. Przede wszystkim jest fantastyczne warsztatowo. Oglądając ileś filmów właśnie zagranicznych, ja tak np. odpoczywam na polskich filmach, bo jest zawsze świetnie zrobiony i nawet jeśli jest gorszy to widać, że to nie było robione tak taśmowo, że to był faktycznie proces i że tu rzeczywiście była ręka opiekuna artystycznego. Nie mają takiej estymy, podejścia do tematu twórcy zagraniczni, którzy często robią film na własną rękę. Nawet w szkołach filmowych, tam wszędzie jest takie podejście, aby robić teraz. Nie ma tego okresu przygotowania, dokumentacji. W Polsce ta szkoła dokumentalna jest taka wyważona i bardzo poświęcona, żeby nie skrzywdzić swojego bohatera, ze to jest proces, że to musi się wszystko odbyć w czasie, oczywiście w tym wszystkim jest kluczowy montaż. Te filmy są dobre jakościowo.
HBJ: Mi się wydaje, że chyba mało jest takich filmów, które towarzyszą bohaterowi przez jakiś długi czas? Mamy dwie takie polskie dokumentalistki chociażby Hannę Polak („Nadejdą lepsze czasy”), która dziesięć lat spędziła ze swoją bohaterką, czy Martę Prus („Over the limit”), która pięć lat kręciła film swój dokument. Czy są takie przypadki z zagranicy?
PSz: Nie. Nie przypominam sobie, żeby był taki przypadek. Oglądamy tych filmów dużo i to polski dokument jakby tym stoi, że on jest warsztatowo dobry. Dobrze zmontowany. Są dobre zdjęcia, jest dobrze pokolorowany. I nawet jeśli jest gorszy to są to rzeczy ze strony dramaturgii, a nie tego jak ten film wygląda. Szczególnie te ze szkół filmowych. To bardziej jest kwestia ile filmów jest dobrych jednego roku z jednej szkoły filmowej. Całościowo polska kinematografia dokumentalna to, to jest najwyższy poziom. Szczególnie w porównaniu do krótkich metraży z innych krajów. Wydaje mi się, że one są robione na szybko.
HBJ: Jako takie zajęcie warsztatowe?
PSz: Dokładnie tak. I są na pewno nieprzemyślane.
HBJ: Czasami potrzeba dużo czasu, żeby taki film przygotować. Ale widziałeś tysiące filmów czy jeszcze coś Cię w nich zaskakuje?
PSz: Z dokumentu tak mi się wydaje. Zaskakują mnie eksperymenty, ale chyba od tego są, żeby zaskakiwać i przekraczaj jakieś granice. I to mi się bardzo podoba. W dokumencie, który jest związany zasadami, które mają obowiązywać, jest dość małe pole manewru. Podobają mi się filmy, które jakoś wywracają tę konwencję. Idą pod prąd, nie godząc się na to, że ma być to albo kino obserwacyjne jak u Karabasza, albo autobiograficzne, będące narzędziem do tego, aby przepracować swoje życie. Podobają mi się dokumenty, które nic sobie z tego nie robią i idą w zupełnie inną stronę.
HBJ: Już nie pamiętam kto z nauczycieli akademickich, zajmujących się filmem mówił o tym, że każdy kolejny film dokumentalny powinien być zupełnie innym niż te, które powstały. To taka recepta na dobry dokument, ale przecież wszystko już w zasadzie było, więc trudno nie powielać jakiś pomysłów, które już ktoś zrealizował.
PSz: I dalej, tak jak wspomniałaś o Hannie Polak, robią wrażenie dokumenty, które faktycznie są zapisem iluś lat i jakiegoś procesu. Nie zdarza się to w filmie fabularnym, bo tam masz po prostu elipsę i informację, że coś się wydarzyło 10 lat później. I jakby tyle. W dokumencie tak nie robimy tylko faktycznie mamy zapis tych pięciu, dziesięciu lat jakiegoś zjawisko czy jakiejś drogi bohatera, życia i to jest fascynujące. I to dalej mnie bardzo interesuje. Jeśli rzeczywiście twórca nie poświęcił pół roku aby zarejestrować najciekawszy etap z życia bohatera i skończył kręcić. Tylko pytanie gdzie jest ta granica. Kiedy powiedzieć stop?
HBJ: Życie jest nieobliczalne…
PSz: Zawsze może być coś bardziej interesującego. Ale faktycznie te dokumenty, które są zapisem długoletnim są niesamowicie ciekawe. Są rzeczywiście potraktowaniem tematu z dystansem.
HBJ: I ta przemiana bohatera już musi zajść, bo jakby nie ucieknie się od tego. Przez dziesięć lat każdy się zmieni. To jest takie namacalne wtedy. Tak trochę od strony selekcyjnej jakbyś mi opowiedział na czym polega wasza praca. Bo to też jest ciekawe dla młodych widzów czy słuchaczy.
PSz: Tak jak wspomniałem tych tytułów mamy mnóstwo co roku. Dzielimy je w zespole między siebie. Każdy ma jakąś swoją pule.
HBJ: Ale są różne festiwale. Rozumiem, że ta praca na każdym festiwalu tak samo wygląda.
PSz: Tak. Każda osoba (przypis red. selekcjonująca) na pierwszym etapie ma swoje filmy, które tylko ona ogląda. Trochę tak odsiewa ziarno od plew tzn. to co jest ciekawsze to daje dalej i później oglądają to wszyscy. Jak obejrzą te ileś tytułów wszyscy, to się decyduje o tym, które z filmów wchodzą do konkursu. I tak jest przy festiwalu Off Cinema. Przy festiwalu Nowe Horyzonty zajmuję się preselekcją. Tak naprawdę nie wiem co do mnie wpadnie, ale przez to, że ekipa festiwalu wie, że na co dzień zajmuje się dokumentem to dostaję zazwyczaj więcej dokumentów do obejrzenia z tych, które są zgłoszone. I wtedy je oglądam i daje im znać, że to jest ciekawe. Warto się temu przyjrzeć. I ewentualnie oni wtedy to oglądają i decydują czy to jest rzeczywiście wart pojawienia się w konkursie.
HBJ: Ale jakieś kryteria macie konkretne. Musicie pod jakimś kątem oceniać te filmy. Pod jakim?
PSz: Głównie pod kątem artystycznym, warsztatowym. I trochę tak bardziej już wchodząc w szczegóły opisujemy dramaturgię, bohatera, świat przedstawiony, montaż, zdjęcia, jakby te kwestie techniczne. To wszystko się zbiera na jedną wspólną ocenę. I tak naprawdę przy Off Cinema każdy przy konkretnym filmie robi sobie notatki. Zaznacza co mu się podobało, co mu się bardzo nie podobało. I podczas obrad oglądamy fragmenty. Jeśli jest taki film, przy którym się bardzo kłócimy, a zazwyczaj to są wszystkie, to oglądamy fragmenty jeszcze raz razem na ekranie i jeszcze raz o nim dyskutujemy. Każdy film, który jest w drugim etapie jest po kolei dyskutowany. No i ostatecznie drogą głosowania ustalamy czy ten film przechodzi czy nie.
HBJ: Ale rozumiem, że jeśli jest taka metryczka ustanowiona, że ileś osób tworzy tę komisję to też jest tak, że nie da się trafić do wszystkich. Rozumiem, że jeżeli trzem osobą się podoba, a dwóm nie, to film przechodzi dalej.
PSz: Dokładnie tak. To, że nam się jakiś film nie podoba to nie znaczy, że nie spodoba się innym. Chociaż też tak jest najczęściej. Akurat warto przy programowaniu myśleć o tym filmie trochę tak jakby się na niego patrzyło z zewnątrz, a nie tylko subiektywnie. Warto spojrzeć i ocenić czy ten film jest po prostu dobry. On może mi się nie podobać z różnych względów, a może być na tyle dobry, że warto go przepuścić. Na tym też polegają te głosy innych. On się może super sprawdzić na festiwalu. No i tak było mnóstwo razy. Film, którego w ogóle nie chciałem przepuścić i bardzo mi się nie podobał, ale później na festiwalu był bardzo popularny, bo też mamy nagrodę publiczności, więc widać po głosowaniu.
HBJ: Jak często ta nagroda publiczności zgadza się z werdyktem jury?
PSz: Akurat często. W zeszłym roku „Film balkonowy” Pawła Łozińskiego też dostał nagrodę publiczności. I wygrał festiwal. Wcześniej był film Rafała Łysaka „Miłość bezwarunkowa” to było tak samo. Są takie filmy, że my nie mamy wątpliwości i jury nie ma wątpliwości i publiczność nie ma wątpliwości. Więc tak naprawdę zdarzają się takie tytuły, ale warto przy takich decyzjach nie kierować się jakąś subiektywna oceną , ale tak stanąć z boku, a może w sumie ten film się spodoba. Może oni znajdą coś czego ja nie znalazłem i faktycznie się spodoba.
HBJ. Miałeś taką sytuację, że jakiemuś dystrybutorowi na festiwalu tak spodobał się film, że nawet do was podeszli po kontakt do takiej osoby której nie znali?
PSz: Zazwyczaj twórcy już mają od początku jakiegoś dystrybutora jeśli już mają wchodzić do kin.
HBJ: Chodzi mi bardziej o odkrywczość kogoś? Kto jest np. z zewnątrz zupełnie.
PSz: To nie. Nie bo zazwyczaj selekcjonerzy już bywają wcześniej na większych festiwalach i stamtąd wyłapują te filmy. Będąc na festiwalu, oglądając ten film. Jeśli i film nas zaciekawi to go ściągamy go do Poznania, Zgłoszenia do Poznania to jest jakby inna droga. Bo mamy pule filmów, które można zgłosić na festiwal i może je zgłosić każdy. A wybierając film na festiwal do programu to jest jakby inna droga.
HBJ: Ale trafiają też na festiwal filmy, których nie widzieliście na innych festiwalach?
PSz: Tak, oczywiście. To jest bardzo częste. Są takie filmy, które zgłaszają się do konkursu do nas a spokojnie byśmy je wzięli też do programu po prostu. Bo są na tyle dobre, że nie ma wątpliwości.
HBJ: Można by jechać na taką IDFE (International Documentary Filmfestival Amsterdam) i wziąć wszystko do Poznania, co tam jest prezentowane.
PSz: IDFA jest rzeczywiście takim festiwalem, który wytycza drogi, który też wskazuje trendy dokumentalne. I najczęściej z tego festiwalu później te filmy idą w świat. Ale też na tych większych festiwalach (IDFA jest skupiona na kinie dokumentalnym), coraz częściej duże dokumenty maja swoje premiery czy to w Berlinie czy w Cannes czy w Wenecji. „Ennio Morricone” (reżyseria Giuseppe Tornatore) był w Wenecji pokazywany i Berlin bardzo mocno też stoi dokumentem. I to się zmienia z roku na rok. Filmów dokumentalnych przybywa, w tych sekcjach poza głównym konkursem. Były przypadki, że dokument był w konkursie głównym na Berlinale i nawet raz wygrał czyli „Fuccoammare” reżyseria Gianfranco Rosi.
HBJ: Ja tylko o jednym dokumencie słyszałam na Berlinnale, film Jamesa Benninga „Magic Farm” i to rzeczywiście jest taki film, który odchodzi od standardowego pokazywania, obrazu.
PSz: I właśnie to się zmienia i w sekcji Forum i w Panoramie coraz więcej z roku na rok przybywa dokumentów. I są też takie nazwiska na tyle rozpoznawalne i na tyle duże, że jeśli ten ktoś robi nowy film dokumentalny to jest z miejsca przyjmowany. Masz poczucie, że to będzie coś dobrego tego twórcy, np. Zajdel. Wiadomo, że jak zrobi nowy dokument to będzie on na jakimś dużym festiwalu.
HBJ: Ale to już jest marka samego twórcy.
PSz: Tak i to też warto rozgraniczyć często. Bo to że ten twórca zrobił nowy film, nie znaczy że będzie super.
HBJ: I tu też dochodzimy do takiego kolejnego punktu. Jak wybierać festiwale jeśli się jest debiutującym twórcą, który nie jest Marcelem Łozińskim czy Pawłem Łozińskim? Zaczynamy naszą drogę z dokumentem i jakie te festiwale wybrać, żeby mieć jakąś szansę w ogóle.
PSz: Tak naprawdę wydaje mi się, że jeśli już się zrobiło ten film, przebyło się taką drogę to chce się zgłosić wszędzie, gdzie tylko jest to możliwe i zwiększyć swoje szanse.
HBJ: Ale wewnętrznie to mamy poczucie, że na takiej IDF-ie to trudno będzie.
PSz: Jeśli chodzi o poziom trudności to tak. To leży w gestii selekcjonerów, których zazwyczaj jest tylu, że nie może być sytuacji, że film jest faktycznie dobry, a selekcjonerowi się nie podoba z jakiś względów i on wtedy się nie pojawia na festiwalu. Od tego jest cały zespół, który decyduje demokratycznie na temat tego tytułu. Były takie przypadki u nas na festiwalu, że skrajnie się nie podobał jakiś film selekcjonerom, ale reszcie tak. Całe zaufanie pokładaliśmy w tym, że może warto go pokazać. I później ten film np. wygrywał festiwal. I to było dopiero zaskoczenie. Bo były takie filmy, które faktycznie były bardzo kontrowersyjne, z jednej strony jeśli chodzi o podejście do gatunku, o to jak wygląda i przede wszystkim o czym jest.
HBJ: Zdradzisz jakieś tytuły?
PSz: Był taki film parę lat temu o francuskich drag queen. Faktycznie był to film, który sam z siebie był kontrowersyjny, przez to, że opowiadał o drag queen. Mi się wydawało, że temat jakby nie ma znaczenia, bo jest po prostu świetnym filmem. Opowiada o takim momencie przejściowym, cały film się dzieje w garderobie takiego klubu paryskiego, gdzie te drag nanoszą na siebie makijaż i przygotowują się do występu. To jest ten moment przejściowy kiedy są sobą na co dzień, ale nakładając make up, stają się drag queen. Wchodzą w inną rolę no i rozmawiają o życiu. Tam, jest matka drag queen z całym zespołem. Film był świetnie nakręcony, uniwersalny i stwierdziłem, że to jest murowany kandydat do tego, żeby film trafił do konkursu. Reszcie nie bardzo się podobał z różnych względów i ostatecznie udało się to przeforsować. Film dostał drugą nagrodę na festiwalu. Srebrny Zamek. Warto naprawdę oceniając filmy dawać im szansę, bo w pewnym momencie ten programer czy selekcjoner staje się kuratorem filmu. W momencie kiedy on trafia na festiwal to selekcjoner decyduje czy film się pojawi, czy będzie mógł być pokazany publiczności i potencjalnym dystrybutorom, czy też dostać nagrodę , która też później wpływa na promocję tego filmu. To w całej gestii zależy od tego programera. On się wtedy staje takim cichym kuratorem tego filmu. My się tym też kierujemy w zespole i tak chcemy podchodzić do filmów. To, że nam film się nie podoba, to nie znaczy że on jest ostatecznie zły. Nie jesteśmy wyrocznią. Oglądamy ich dużo, ale to nie znaczy, że nie popełniamy błędów, przy ocenie konkretnych tytułów.
HBJ: A co lubisz w tej pracy najbardziej?
W pracy selekcjonera?
HBJ: Tak i w ogóle też kierownika działu film, bo o tym nie powiedzieliśmy czy nie rozmawialiśmy jeszcze.
PSz: Najbardziej chyba lubię ten moment kiedy odkryło się jakiś super film, który nie jest jeszcze znany i dopiero zaczyna swoje życie, bo trafił na festiwal. Nikt jeszcze o nim nie wie, nikt go jeszcze nie widział. Ty jako ta osoba doceniasz coś w tym filmie, co warto zobaczyć i przeżyć. I forsujesz, żeby on trafił dalej. On dalej trafia. Odnosi sukces. I podoba się większej ilości osób. I możesz z tymi osobami porozmawiać. I to jest takie super uczucie, czujesz się odpowiedzialny za ten tytuł , bo podoba ci się tak bardzo. Tak bardzo chcesz, żeby on trafił do jak największej ilości osób, żeby móc z nimi porozmawiać o tym filmie, bo ma jakąś taką siłę rażenia. I siłę działania. I to jest chyba taka super satysfakcja. Z tego momentu, jak on już jest na ekranie kina i zobaczy go więcej osób niż ty i twój kolega selekcjoner. Można zobaczyć jak ten film żyje własnym życiem.
HBJ. Dziękuję Ci bardzo za rozmowę. Do zobaczenia przy innej okazji lub w innym odcinku podcastu. Moim gościem był Piotr Strzyszyk.
Parę wskazówek, z punktu widzenia selekcjonera.
PSz: Jest parę takich elementów, które twórcy powtarzają nagminnie. Są taką trochę zmorą. Są ozdobnikami, które w żaden sposób nie wpływają super na film, ani na jego dramaturgię. Ale są, trochę nie wiem po co. To jest między innymi bohater stojący przed lustrem, które jest zaparowane, bierze rękę i przemywa je. A potem patrzy się w swoje odbicie. To jest jedno. Drugie to jest robienie sobie herbaty albo kawy, z super ujęciem takim pionowym z góry. Takie obserwacyjne, takie trochę puste przebiegi. Albo bohater ma teraz moment dla siebie, więc siedzi i patrzy się w okno, a my z nim. To są takie rzeczy, które bardzo nas irytują, bo one się faktycznie non stop powtarzają.
HBJ: Ktoś dostrzegł gdzieś w innych filmach
PSz: Gdzieś sobie to podpatrzył i powtarza u siebie. Jeśli to ma jakieś znaczenie dla filmu to co innego, ale zazwyczaj nie ma. Jakiś czas temu widziałem super użycie tego. Sceny z patrzeniem w lustro. Ale to jest film o bohaterze, który miał problemy z pamięcią i miał Alzhaimera. Trochę zapis tego jak tę chorobę przeżywa. Prywatnie był architektem, całkiem znanym i takim można powiedzieć rewolucyjnym. No i trochę jego praca polegała na pamięci. Tym, żeby pamiętać te rzeczy, które ma tam zrobić, żeby budynek się nie zawalił. A tutaj tracił pamięć. To jak patrzył w swoje odbicie, żeby nie zapomnieć jak się wygląda. To to miało znaczenie. Było poruszające. A takie, żeby tylko to zrobić, to nie.
HBJ: To odradzamy. Jeszcze raz dzięki.
Filmy do obejrzenia:
„Film Balkonowy” reżyseria: Pawła Łozińskiego
„Inni ludzie” reżyseria: Aleksandra Terpińska
„Kraina Miodu” reżyseria: T. Kotevska i L. Stefanov
„Przeżyć” reżyseria: Jonas Poher Rasmussen
„Gunda” reżyseria Victor Kossakovsky
„Ennio Morricone” reżyseria: Giuseppe Tornatore
„Ściana cieni” reżyseria: Eliza Kubarska
„Alpinista” reżyseria: Peter Mortimer, Nick Rosen
„Free Solo” reżyseria: Elizabeth Chai Vasarhelyi, Jimmy Chin
„Bajkonur. Ziemia.” reżyseria: Andrea Sorini
„Dad you have never had” reżyseria: Dominika Łapka
„We have one heart” reżyseria: Katarzyna Warzęcha
„Walcu z Baszirem” reżyseria: Ari Folman
„Nadejdą lepsze czasy” reżyseria: Hanna Polak
„Over the limit” reżyseria: Marta Prus
„Miłość bezwarunkowa” reżyseria: Rafał Łysak
„Ennio Morricone” reżyseria: Giuseppe Tornatore
„Magic Farm” reżyseria Jamesa Benninga
„Fuccoammare. Ogień na morzu” reżyseria Gianfranco Rosi